Instrukcja kupna hidżabu



       Jakie muzułmanki są, każdy widzi. Czy raczej nie widzi, bo trochę trudno coś powiedzieć o wyglądzie kobiety ubranej w czarny obrus z przewidzianą w projekcie dziurą na oczy.
Jakkolwiek jednak byście się nie wzbraniali przed zakutaniem swojej kobiety w podobną sz(m)atę, w świetle ostatnich wydarzeń dobrze byłoby przyjrzeć się bliżej kulturze islamu. W końcu muzułmanie opanują świat - zamienienie wszystkich kościołów w meczety jest kwestią parunastu lat. To więcej niż pewne.
     Aha, jeszcze jedno małe sprostowanie. Jednak nie będzie inwazji obcych. Wyznawcy Allaha odegrają rolę złych przybyszów z kosmosu aż za dobrze. Prawda?
       Chwila, moment. Stop.
    Dlaczego właściwie wasza bogini porusza temat innej wiary? Czemu nie zajmuje się tylko własnymi wyznawcami? Odpowiedź jest bardzo prosta - w obliczu nasilającej się ostatnio w moim otoczeniu nagonki na muzułmanów postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i stworzyć jednoosobową Ligę Obrońców Wyznawców Islamu. Burki nie są wcale takie czarne, jak je malują.

Ekspansja, inwazja, wszyscy zginiemy


       Po II wojnie światowej tak jakoś wyszło, że Europa zaczęła być bardzo otwarta na świat. Nasiliły się kontakty z innymi kontynentami, wzmógł się przepływ ludności między nimi. Z Bliskiego Wschodu i Afryki (w tym z jej północnej części, gdzie większość społeczeństwa to wyznawcy islamu) zaczęła przybywać tania siła robocza, którą podupadłe po wojnie państwa europejskie przyjęły z otwartymi ramionami. I wszyscy byli zadowoleni - rząd miał ręce do pracy, a właściciele tych rąk mieli co do garnka włożyć. Asymilowali się szybko, pracowali; zależało im, żeby zostać w tym europejskim niebie na ziemi. Kłopot pojawił się, gdy po wielu latach do głosu doszło drugie czy trzecie pokolenie imigrantów, wychowywanych już w naszej kulturze, ale wciąż pamiętających o muzułmańskich korzeniach i kultywujących swoje tradycje.  Ci - bądź co bądź - młodzi ludzie, zachęcani do działania przez napływających wciąż do Europy radykalistów, gotowych w imię wiary zabić siebie i innych, zaczęli krzyczeć o swoje prawa. W odpowiedzi na ich protesty i zarzuty o nietolerancję w krajach zachodnioeuropejskich utworzyły się dwa nurty: jeden (można by rzec) państwowy, pt. "Damy im wszystko czego będą chcieli, żeby nie mogli powiedzieć, że ich dyskryminujemy" oraz drugi, bardziej rozpowszechniony, ale zagłuszany przez rząd: "Halo, to nasze państwo, wy jesteście gośćmi. Jak wam się nie podoba, to wypieprzać do siebie". Jeśli wybierzemy nurt numer 1, pokażemy, że krzykiem można sobie wszystko wywalczyć. Okej, rdzenni Europejczycy też tak robią, to prawda. Tylko że jeśli zawsze będziemy iść za głosem mniejszości, ostatecznie skrzywdzimy większość, czyli obywateli-od-wielu-pokoleń. Europejski strach przed oskarżeniem o dyskryminację jest tak silny, że robimy rzeczy całkiem nielogiczne - przedkładamy żądania grupy ludzi nad dobro ogółu społeczeństwa. Prowadzi to do obrócenia sytuacji, w efekcie którego... dyskryminujemy większość. Jak to wygląda w praktyce? Człowiek rasy europeidalnej obrazi przedstawiciela rasy negroidalnej - sądy, prokuratura, oskarżenia, wyrok. Odwrotna sytuacja? "Paaaanie, co pan wyrabiasz, lepiej siedź pan cicho, bo nikt się takimi pierdołami zajmować nie będzie." Paradoks.
       Ale chwila, zostało jeszcze wyjście numer 2, czyli wywalenie wszystkich tam, skąd przybyli. Skoro w rodzinnych stronach było tak świetnie, że trzeba zmienić kraj gościnny na podobny do swojego, to niech tam wracają. Aha, jednak nie było super? No to morda w kubeł i nie drzeć się o islamizację. Proste? Okazuje się, że nie do końca. W rozumieniu tych "wrzeszczących muzułmanów", jak się ich pieszczotliwie określa, nie są oni  w państwie gościnnym. Bo niby dlaczego? To ich dziadkowie byli imigrantami, oni przecież się tu wychowali, podobnie zresztą jak rodzice. Od dziecka mówią w europejskim języku, podlegają europejskiemu systemowi szkolnictwa czy też pracy. Jasne, mają inną mentalność. I ta mentalność każe im walczyć o prawa w swoim kraju. We Francji, nie Afganistanie. W Niemczech, nie w Turcji. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich muzułmanów, ale rząd i tak musi brać pod uwagę te żywe przykłady multikulti.
        No i co tu zrobić?
     


Islamista=terrorysta


     Nie od dziś wiadomo, że każdy Arab to terrorysta (i muzułmanin, przecież to zawsze idzie w parze), podobnie jak powszechnie wiemy, że wszyscy Polacy kradną, każdy Rosjanin pije na umór, a Chińczyk w ciągu dziesięciu sekund jest w stanie złożyć dwa ajfony z gotowych elementów. Temat szkodliwości stereotypów był wałkowany tyle razy, że dawno już stał się płaski, wobec czego nie będziemy rozpłaszczać go jeszcze bardziej. Warto jednak zwrócić uwagę na wyciąganie błędnych wniosków na temat przedstawicieli innych kultur czy religii, wynikające zazwyczaj z naszej błogiej nieświadomości tego, co ... dotyczy nas samych.
    Ogólnie jestem boginią bardzo tolerancyjną (w końcu jestem Chaosem, łączę ze sobą chyba wszystko, co można łączyć). Dopóki nikogo tym nie krzywdzisz, nie interesuje mnie, z kim śpisz, co jesz ani w kogo wierzysz (oczywiście poza mną). To, co masz w głowie (i na głowie), jest twoją sprawą, ja mogę co najwyżej stwierdzić, że mi się to podoba lub nie. Jest naprawdę niewiele rzeczy, które doprowadzają mnie do białej gorączki; jedną z nich jest hipokryzja.
       Uwielbiam słuchać ludzi głoszących, że wszyscy wyznawcy islamu są radykałami, a islam to w ogóle ciężko nazwać religią. Muzułmanin żyje po to, żeby zabijać niewiernych, tłuc swoją żonę i hodować (no, powiedzmy, że tylko hodować) kozy. Jeśli chodzisz do meczetu, to pewnie co roku odbywasz szkolenie terrorystyczne, coby wiedzieć, jak się naprawdę bombowo zabawić. Nie to co nasi poczciwi chrześcijanie, zawsze potulnie nadstawiający drugi policzek.
     Otóż wyobraź sobie, że są aspekty chrześcijaństwa ciemniejsze niż upaprana rozciapanym śniegiem sutanna księdza chodzącego po kolędzie. I nie, nie zamierzam poruszać tu mojego ulubionego tematu palenia czarownic w średniowieczu. Słyszałeś już może o obozie Jezusa?  Nie? To nic, z chęcią wymiotę pewne rzeczy spod dywanu. Za oceanem, w kraju, który wydaje się zjadaczom  chleba cebuli prawdziwym rajem na ziemi, działa niezwykle prężny ruch kościoła ewangelickiego. Zrobiło się o nim bardzo głośno po nakręceniu filmu dokumentalnego właśnie pod tytułem Obóz Jezusa. Idea jest prosta: ewangelickie dzieci (czy raczej dzieci rodziców-ewangelików) spędzają wakacje na obozie biblijnym, gdzie uczą się kochać Boga. Przynajmniej w założeniu - tak naprawdę ulegają przerażającej nieraz indoktrynacji, by stworzyć Armię Boga, mającą stanowić fundament przyszłego (dalszego) chrześcijaństwa. O ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć narzucenie wiary małemu dziecku poprzez zaniesienie go do chrztu i późniejsze nauczenie go paru modlitw i bycia - po prostu!- dobrym człowiekiem, to obrazy kilkulatków pogrążonych w przedziwnej, niemal narkotycznej ekstazie wywołanej wrzaskami prowodyrki całego zamieszania czy też wylewających łzy nad długą i jakże bolesną śmiercią swojego Boga naprawdę wywołują pewien rodzaj przerażenia i sprzeciwu. Nie lubię dzieci, ale nie mieści mi się w głowie doprowadzanie - powtarzam - kilkulatków do stanu odczuwania potrzeby poniesienia kary za cierpienie Jezusa. Obdarci z dzieciństwa mali ludzie nawet grając w piłkę zastanawiają się, czy to się podoba Bogu. Te rozterki nie mijają z wiekiem, podsycane radykalnymi poglądami zamkniętego społeczeństwa na sprawy eutanazji, aborcji i tych wszystkich rzeczy, których tematu lepiej nie poruszać publicznie, bo robi się afera. I czy to jest pokojowe? Czy to jest religia miłości? A może ktoś tu nieprawidłowo interpretuje Biblię?
      Z Koranem jest podobnie; ludzie, którzy są gotowi wysadzić świat w imię Allaha, mają mało wspólnego z ogółem wyznawców islamu. To prawda - im bliżej Arabii Saudyjskiej, im bliżej centrum tej religii (Mekka), tym bardziej restrykcyjni muzułmanie. Tak, obowiązuje tam prawo szariatu. Tak, występują prześladowania religijne. Ale nie tylko z ich strony, bo - jak bardzo my, ludzie Zachodu, byśmy się nie starali tego zatuszować - też nie jesteśmy święci. Zdarzyło mi się być w krajach muzułmańskich i jedno mogę powiedzieć - islam jest inną religią prowadzącą do tego samego Boga, co chrześcijaństwo. Dla normalnego muzułmanina terroryzm i islam to dwa różne światy, a ktoś dokonujący zamachu w imieniu Allaha jest żywym dowodem na to, jak bardzo można odejść od wiary. Terroryści to ekstremiści, nie różniący się wiele od kontrowersyjnych odłamów (by nie rzec sekt) chrześcijańskich. Tak, zabijało się w imię Jezusa, choć nie wszyscy chcą o tym pamiętać. Od islamskich ekstremistów odżegnują się główni przedstawiciele świata islamu, od katolickich - papież z kolegium kardynalskim. Dlaczego więc chrześcijańska sekta pozostaje sektą, a terroryzm rozciąga się na obraz całej religii muzułmańskiej?


Moja żona Burka


     Z czego są znane muzułmańskie kobiety? Oczywiście z czarnych prześcieradeł, które nie wiedzieć czemu zwykły traktować jako ubrania. Zachodnia kultura zwykła podchodzić do sprawy zachowania hidżabu (czyli zasady skromności w ubiorze) krytycznie, traktując ją jak przejaw zniewolenia kobiet. Kiedy myślimy "muzułmanka", widzimy smutną babeczkę okrytą od stóp do głów czarną płachtą, czasem nawet bez otworu na oczy (za to ze specjalną siatką, chyba na owady). Prawda jest taka, że są różne nakrycia głowy i różne stroje dopuszczalne dla wyznawczyń islamu (zainteresowanych odsyłam tutaj).   Znów odwołam się do kultury chrześcijańskiej - odpowiednikiem tych "zakutanych" kobiet mogą być Amisze, ortodoksyjny odłam anabaptystów. W poszczególnych rejonach islamskiego świata tradycyjnie nosi się odmienne ubrania, aczkolwiek w kręgu kultury zachodniej coraz powszechniej mówi się o wyborze kobiety odnośnie noszenia czy też nienoszenia hidżabu, ograniczonego zazwyczaj do chusty o tej samej nazwie oraz zakrywających ciało bluzek i długich spodni. Można stwierdzić, że nowe pokolenie współczesnych muzułmanek jest generacją kobiet wyzwolonych, świadomych swoich decyzji... i walorów. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że islamskie dziewczyny mają nieraz o wiele lepszy gust niż ich rozebrane koleżanki nienoszące hidżabów. No cóż, rozebrać też się trzeba umieć, przez co niekiedy całkowicie ubrane muzułmanki, robiące rewię mody na swych kontach w serwisach typu Facebook czy Instagram, są o wiele bardziej pociągające niż roznegliżowane ateistki. Osobiście jestem wielką fanką muzułmańskiego stylu ubierania, łączenia kolorów, dobierania dodatków i zabawy tkaniną. Z tego "symbolu zniewolenia" dziewczyny stworzyły dzieła sztuki, z których są dumne. I chwała im za to!
      Szczerze? Nie miałabym nic przeciwko noszeniu takiej chusty, jeśli tylko miałaby ona być moim własnym wyborem, znakiem jakiejś filozofii, która jest dla mnie ważna (w tym wypadku systemu wartości i religii ogółem). I wiem, że gdybym kiedyś była zmuszona zakryć głowę - czy to z powodu choroby, czy zamachu fryzjerskiego - to sięgnęłabym właśnie po hidżab.





     Nie da się przekonać wszystkich, że muzułmanie są normalnymi ludźmi, to jasne. Jak ktoś się mocno uprze, to nie da sobie wyjaśnić, że Ziemia nie jest płaska. Pomimo wszystko mam nadzieję, że przestaniecie drżeć przed każdym, kto ośmiela się pięć razy dziennie modlić się do swojego Boga, zamiast powoływać się na puste słowa i umierającą tradycję, by samego siebie przekonać, że racja jest po jego stronie. Tym radosnym stwierdzeniem kończę dzisiejsze objawienie.

        Ave, moi wyznawcy!



18 komentarzy :

  1. Myślę, że "obawa" (coraz częściej jednak po prostu strach) przed ekspansją kultury i religii muzułmańskiej rzadko kiedy wiąże się już z prostym (prostackim?) faktem generalizacji osądzającym kulturę islamu jako "złą", "gorszą".
    Zadajesz pytanie "dlaczego chrześcijańska sekta pozostaje sektą, a terroryzm rozciąga się na obraz całej religii muzułmańskiej" i zauważasz jednocześnie inną mentalność muzułmanów. Wydaje mi się, że kluczem może być właśnie ta mentalność. Bo jak to się stało, że sekty chrześcijańskie (m.in. ta, którą opisujesz) zrodzoną w sobie agresję kierują do wewnątrz (cierpią wyznawcy sekty), a terroryzm wyznawców Islamu jest agresją skierowaną na niewinnych ludzi? Myślę, że to charakter i skala działań obu odłamów dwóch pokojowych religii decyduje o całościowym ujęciu Islamu i chrześcijaństwa.
    Oczywiście, chrześcijanie nie są niewinni. Pisałaś o paleniu czarownic, od siebie dodam też przykład krucjat, i okrutne (moim zdaniem) piętnowanie grzeszników (choćby "Szkarłatna litera"). Jednak muzułmanie w tym "rankingu" wypadają podobnie (zarówno wojny religijne, jak i dozwolona przemoc wobec kobiet w przypadku nieposłuszeństwa, nie "odbiegają od norm" religijnych, niestety). Zastanawia mnie jednak, co sprawiło, że podczas gdy chrześcijanie, mimo zawartych w Biblii przykładów agresji i okrucieństwa (spalenie Sodomy i Gomory, czy kary sięgające siódmego pokolenia) zrezygnowali, po jakimś czasie z tej formy "sprawowania" religii, na rzecz jej łagodniejszej wersji (odkupienie win i nadstawienie drugiego policzka), muzułmanie nadal trwają w "polityce dżihadu". Koran wiele razy wspomina o wojnach religijnych, ale wyznacza dokładne reguły prowadzenia wojny, m.in. zabraniające wszczynania wojny z ludem, który nie atakuje, oraz napadania na ludność cywilną (Sura II). W dodatku (tak, jak zauważyłaś), Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie wierzą w jednego boga, o czym mówi też Koran, nazywając tę trójcę Ludem Księgi. Dlaczego więc pierwotne (u chrześcijan) niezrozumienie idei ich religii (prowadzące do hipokryzji właśnie) ewoluowało, a religia Mahometa nadal trwa (mimo jawnych przesłanek!) w akcie agresywnej ekspansji (terroryzmu)??
    Chciałabym, by "odmienna mentalność" cywilizacji Islamu była wystarczającym wyjaśnieniem, ale pachnie mi to trochę rasizmem... A odpowiadając na Twój zarzut (prośbę?) z ostatniego akapitu: myślę, że nie powołuję się na puste słowa i tradycję (z którą nie czuje się zbyt związana), by przekonać samą siebie o racji swojej "nienawiści" do muzułmanów. Widzę ich inność i akceptuję ją, dopóki mi nie zagraża. Przełożenie negatywnych przeświadczeń na temat ich religii na większość wyznawców Islamu powoduję niezrozumieniem mechanizmu ich działania, który wg mnie, jest sprzeczny z tezą "religii pokoju" przedstawiana przez Koran.
    Irena

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tak patrzę po ostatnich wydarzeniach, to cały mój pogląd na nie da się streścić jednym zdaniem: Rozgraniczcie muzułmanów i nieobliczalnych dżihadystów z ISIS. Ci pierwsi niekoniecznie musieli być wniebowzięci (w sensie przenośnym), gdy ci drudzy postanowili wysadzić ich przy okazji wysadzenia siebie w Paryżu.
    Dziękuję bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń

Boska Mafia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka