Kiedy odłazi tapeta

 Duże miasto, jedna z głównych ulic. Wśród zgiełku tłumu i protestów zbyt ostro traktowanych sprzęgieł słychać narastający tupot rozchwianych niebotyczną wysokością obcasów (i wyraźnym brakiem wprawy tuptających) kończyn dolnych kilku miejskich łani.
Odziana w najmodniejszy podpatrzony na Instagramach outfit idzie Solaris, a za nią dwie jej najlepsze psiapsiółki. Istny mały gwiazdozbiór, jedna jest większą #star niż druga. Cud tylko i własna opatrzność sprawia, że nie rozbijam swojego boskiego automobilu o hydrant, oślepiona blaskiem z najnowszych rajbanów Solaris. I kiedy już odzyskuję wzrok i udaje mi się zostać zaszczyconą rzuconym z odległości dwóch metrów pogardliwym spojrzeniem gwiazdy, nagle zaczynam się zastanawiać...


...czy w numerze PESEL ma z przodu 8, czy może jednak 0?


 Jak tak dłużej pomyślę, to zaczynam rozumieć wszystkich tych facetów, którzy faktycznie złapali się na sztuczki małoletnich, opalonych w kapsule wił, za co potem musieli świecić oczami (a najczęściej i dupą wyciągniętą z łóżka), gdy o 6 rano wpadła im na chatę brygada antyterrorystyczna, a w najlepszym razie (pro)kurator. Nic dziwnego, że nie poprosili o dowód osobisty przed skonsumowaniem nowej znajomości. Łanie jak z atlasu: włosie długie spływające na grzbiet, co prawda kopyta pęcinki chudziutkie, a biodra do wydawania potomstwa nienawykłe, ale już przodu z tyłem nie pomylisz, choćbyś jej pępek na plecach narysował. Znaczy się - coś tam odstaje, gdzie odstawać powinno. Czyli wszystko gra. W dodatku makijaż ma, w przecież trzynastolatki nie potrafią się malować. Co prawda wydaje się trochę marchewkowa na licu, ale to pewnie przez światło, a poza tym to nie może być groźne, w końcu w internecie nie pisali nic o pomarańczowej twarzy jako objawie choroby wenerycznej. No i w klubie żłopie jak Jack Sparrow na bezludnej wyspie, więc osiemnaście skończyła na pewno, bo wcześniej trudno dojść do takiej wprawy.
 Chociaż tak naprawdę nie jesteś pewien, co znalazłbyś w jej metryce urodzenia. Z jednej strony widzisz, że młoda, ale z drugiej ten pomarańczowy odcień na gębie może być mylący, w końcu masło też zmienia kolor, jak jełczeje. Więc może to nie hot 18, a jednak rycząca trzydziecha, tylko zakonserwowana tak, że aż?
 Życzę powodzenia wszystkim naiwnym, którzy współczesne nimfetki próbują zaszufladkować w jakiejkolwiek kategorii opatrzonej rokiem urodzenia. Spotykając przeciętną uczennicę gimnazjum lub pierwszego roku liceum równie dobrze możesz pomyśleć, że masz przed sobą dziecko z podstawówki, jak i studentkę. Żeby było zabawniej, to często wymalowane czternastolatki bez problemu zaopatrzą się w monopolowym, podczas gdy dziewiętnastolatka, nawet podmalowana, piwa bez wyciągania dowodu nie kupi. Been there, done that. Po raz pierwszy o dowód poproszono mnie po skończeniu 19. roku życia; pocieszam się, że przynajmniej młodo wyglądam. Na pewnym etapie rozwoju kobiety młodowyglądanie staje się ważne, a to chyba właśnie wtedy zaczyna się równia pochyła do starości.
 Nie jestem stara, nie?

Wyprzedzając owcę Dolly


 Żadną nowością nie jest, że niemal każda szkoła ma w kręgach uczniowskich jakiegoś rodzaju gwiazdozbiór, któremu często towarzyszy przedstawicielka obcych z planety Solaris. Wiecie, długaśne pazury, kilo szpachli na twarzy, ostra granica w kolorze między podbródkiem a szyją, najmodniejsze (w mniemaniu innych bądź wyłącznie samej zainteresowanej) ciuchy. Reszta gwiazdozbioru wygląda tak samo jak milion innych lasek na Insta - noszą takie same ubrania, wszystkie mają podobną fryzurę, a do zdjęć przybierają identyczne pozy, które podrasowują potem tym samym, najpopularniejszym obecnie filtrem. Zdarzyło mi się już dużo szerzej o tym pisać, więc możecie jeszcze zerknąć tutej. Galeria klonów na korytarzach szkół lub ulic przestaje już nawet dziwić i nie da się nie odnieść wrażenia, że za PRL-u, gdy wszyscy z założenia mieli wyglądać tak samo, każdy jakoś dawał radę podkreślić swoją osobowość. Dziś, kiedy mamy setki sklepów do wyboru, wszyscy wyglądamy tak samo.
 Ale na tym polega moda, nie?
 No... nie. Moda modą, coś, co jest trendy, przestanie takie być góra w przyszłym roku, a wtedy tabuny gimnazjalistek ruszą na wyprzedaże - a te będące córkami bogatych rodziców nawet na nie nie poczekają - by zaopatrzyć się w najnowszy must have, jaki ma 3/4 osiedla. Nawet, jeśli nie do końca dobrze się w tym modnym ubraniu czują. Szczerze - jak coś nie pasuje do twojego stylu, to po kiego bażanta to kupujesz? Przecież najważniejsze, żebyś czuła się sobą w tym, co nosisz; żebyś wiedziała, że masz na sobie ubranie, a nie przebranie. 
 Ach, zaraz, przecież to, jaki masz styl, przeczytasz w najnowszym Vogue. Albo w Avanti, bo akurat było pod ręką.


Jestem zajebiście dorosła!

 Odnoszę wrażenie, że po tysiącleciach grubych imprez Na Górze potrzebowałam kilkunastoletniego odwyku w ziemskim życiu i dlatego nie przeczę, że jego pierwsze kilkanaście lat- powiedzmy, że piętnaście, szesnaście - upłynęło mi właściwie bez większych ekscesów imprezowych. Raz, że towarzystwo nie zachęcało mnie wybitnie do szlajania się z nimi po krzaczorach, by pić piwo w parku i ryzykować spisanie przez męża matematyczki, który jest policjantem, tudzież by w spokoju wypalić marihuaninę zieloną herbatę w saszetkach dla relaksu po ciężkim przeżyciu, jakim była lekcja religii. Dwa, że w moim domu alkohol nie był tematem tabu, nikt nie trzymał ajerkoniaku pod kluczem, a gdy chciałam z ciekawości spróbować, raczej mi nie odmawiano. Nie było więc zakazanego owocu. Trzy, że bycie nawalonym jak stodoła po żniwach jakoś mi to nie imponowało i nie zmieniło się to do tej pory, szczególnie po holowaniu najebanych koleżanek o drugiej czy trzeciej w nocy.
 Dobra, koniec alkowstępu, bo zajrzeć do kieliszka/ szklanki/ butelki/ wiadra lubię, szczególnie w dobrym towarzystwie, ale film mi się nigdy nie urwał, nawet pomimo dużych ilości alkoholu. Ale czego się nasłuchałam o ludziach dwa-trzy-cztery lata młodszych, czyli na chwilę obecną w przedziale 15-17 lat, to moje.
 Serio, dziewczyny, myślicie, że robienie ostro zakrapianych imprez na trzydzieści osób pod każdą nieobecność rodziców to miara waszej dorosłości, szczególnie, gdy jesteście tą jedną z pierwszych, która odpada? Naprawdę poziom bycia cool wzrasta po każdym razie, kiedy wnoszą cię po schodach całkiem pijaną do własnego łóżka? Czy jeśli pół internetu widziało twoją dupę, kiedy spałaś zalana na toalecie, a twoi ukochani znajomi, zamiast jak ludzie zamknąć drzwi, postanowili wyciągnąć komórki, twoja samoocena aż tak szybuje w górę? Czy to, całowałaś się z każdym facetem na imprezie, to znaczy, że jesteś tak szalenie atrakcyjna, że żaden nie może ci się oprzeć? W sumie nie wiesz, czy na całowaniu się skończyło, bo film urwał ci się lekko po północy, ale przecież to jest fajne, jesteś taka szalona i niezależna, powinnaś sobie zrobić tatuaż o treści #yolo. Czy to, że chodzisz bardziej rozebrana niż ubrana, z tapetą tak mocną, że po godzinie od nałożenia zaczyna odłazić, albo to, że z fajką w użelowanych półmetrowych pazurach wozisz się ze starszymi znajomymi po alkohol, a wszystkie swoje odpały uwieczniasz najnowszym ajfonem za kilka patyków, sprawia, że jesteś dorosła?
 Hell no. Jesteś po prostu nieumiejącym się malować bananem, a w dodatku jesteś łatwa. I wciąż masz piętnaście lat.


Oddaj matce pędzle


 Zostawię całą imprezową otoczkę, która dopełnia obrazu szalonej dorosłej gimbazy, bo to temat na dziesięć wpisów, a nie jeden. Wracam jeszcze do makijażu. Jak wszystko, make-up jest dla ludzi, byle z umiarem. I z umiejętnością. Na YT można znaleźć milion tutoriali, w których dziewczyny pokazują, jak pomalować się do pracy, szkoły, na randkę, do kościoła, gdzie tam chcecie. Zanim wyjdziecie z domu po porannym makijażowym szale artystycznym, warto przećwiczyć któryś z nich - drogo na tym nie wyjdziecie, a przynajmniej nikt wam nie powie, że wyglądacie jak solary. Jeśli chcecie malować się mocno, to się malujcie, byle to miało ręce i nogi, a po kilku godzinach nie zostawiało na waszych łuszczących się od podkładu policzkach kruszonki w postaci tuszu. I nie dorabiajcie sobie brwi w innym kolorze niż wasze naturalne... i to poza ich obrębem. To nawet nie tyle, że nie wygląda dobrze. 
 To po prostu zło.
 A jeśli jesteś wyjątkowo wiedzoodporna na tutoriale, po prostu zrób samej sobie przysługę i się nie maluj. Oddaj pędzle mamie, siostrze, przyjaciółce. One zrobią z nich lepszy użytek. Może jeszcze musisz poczekać na moment, w którym zrozumiesz, że robienie makijażu to nie konkurs pod tytułem "Kto najbardziej zaszpachluje sobie twarz". I naprawdę - jeśli ktoś zwraca ci uwagę na zbyt mocny, niestosowny make-up, a ma mniej niż 90 lat, to zamiast butnie (i infantylnie) odpowiadać, że yolo, bo co ci zrobią, po prostu przejrzyj się w lustrze,
 I zweryfikuj, co masz na gębie.
  


,

1 komentarz :

  1. Podobnie do ciebie i większości osób nienawidzę tego typu tapeciar. W mojej szkole na szczęście nie ma aż tak zepsutych panienek, ale gdy widzę takową na ulicy to nie wiem czy się śmiać czy płakać (chociaż najlepiej byłoby przywalić krzesłem w ryj). Najlepiej jest jeszcze gdy widać jej pół dupy (dosłownie). Nie polecam tego widoku.

    OdpowiedzUsuń

Boska Mafia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka