ASC

    
      Właściwie to nie wiem, skąd to cholerstwo się bierze.
    Nie mam pojęcia, co za tym stoi. Wadliwe geny, jakieś złośliwe pierwotniaki czy perfidne bakterie wytwarzające neurotoksynę atakującą wrażliwe polskie mózgi?
A może to inteligentne strzępki grzybni, mające ambicje przejąć władzę nad światem za pomocą tego strasznego narzędzia wybrały Polaków na swój pierwszy cel? Nie wiem, ale rozstrzelałabym to małe dziadostwo ze swojego boskiego kałacha. W gumowych rękawiczkach i kombinezonie, bo ASC jest piekielnie zaraźliwy.
   Prawdopodobnie powiecie, że to po prostu chamstwo, ale mylicie się. Tak naprawdę to straszna choroba. I - zaprawdę, powiadam wam! - błagalibyście o hemoroidy albo chociaż Klątwę Faraona, żeby tylko nie zachorować na ASC.
     Oczywiście gdybyście w ogóle mieli jakiś wybór.


Patogeneza


   Dostałeś urlop po kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu miesiącach nieustannej zapierdzielanki w nikomu niepotrzebnym biurze? Jedyne o czym marzysz, to zimny produkt fermentacji chmielu i święty spokój? W takim razie zrealizuj marzenia małżonki Bożeny, pakuj walizki tudzież rozwrzeszczaną dzieciarnię i rezerwuj bilety na najbliższy lot do Lloret de Mar albo Kairu.  Przecież nie zamierzasz cały urlop dekorować kanapy w salonie własną osobą, prawda?
   Kiedy zmęczony marudzeniem potomków i narzekaniem Bożeny (lub w wersji dla Bożen - gderaniem fajtłapowatego męża, Stefana) docierasz na miejsce destynacji, zamiast odetchnąć pełną piersią i korzystać z życia zaczynasz mimowolnie walczyć o przetrwanie. Ku twojemu przerażeniu ludzie na plaży cisną się jak sardynki w puszce, oryginalne hiszpańskie pamiątki (wyprodukowane w mieście Xi'an) osiągają horrendalne ceny, rodzina kłóci się o kolejne atrakcje, a na domiar złego nie potrafisz wymówić nazwy jedzenia z hotelowego menu. I wtedy, w obliczu śmierci głodowej, coś w tobie pęka. 
      Sekundę później Autonomiczny Syntetyzator Cebuli uaktywnia się i przejmuje nad tobą kontrolę.


Objawy


      Zaczyna się niewinnie, gdy rano nieświadomie wkładasz sandały na ubrane wcześniej grube, białe skarpety. Wyciągasz dzieci z łóżek, a Bożenę z łazienki (lub to Bożena wyciąga cię z wyra, stojąc nad tobą "gotowa do wyjścia", czyli wciąż z papilotami na głowie) i pędem zbiegacie na śniadanie do hotelowej restauracji, żeby wejść jako pierwsi. Wszyscy goście jeszcze śpią, więc nie ma żadnej kolejki? Ależ nie ma problemu, wy ją sami zrobicie! Ponadto po wejściu rzucicie na wybrany stolik klucz do pokoju, kapcie i cztery ręczniki, na każdym krześle też coś zostawicie, a dla pewności powiecie kelnerowi, że tu już jest zajęte. Przecież wiadomo, że wszyscy czekają na wasze miejsca.
   Choroba rozwija się w zastraszającym tempie, a objawy z godziny na godzinę są coraz poważniejsze. Na plaży rozpościeracie ręczniki w strefie dla leżaków, bo jest bliżej wody i nikt, ani ratownik, ani współplażowicze, nie są w stanie wyperswadować wam tego pomysłu. Kiedy zachce się wam do toalety, nie szukacie toi-toi (tym bardziej, jeśli jest płatny!), tylko biegniecie do morza i radośnie opróżniacie pęcherze. Przecież nikt nie patrzy! 
     Będąc w wartych zwiedzenia miejscach szukacie tylko supermarketu lub dość taniej restauracji, żeby nie przepłacać za lemoniadę. Kasy na pamiątki też trochę szkoda, więc kupicie tylko najgorszy chiński chłam. Albo wprost przeciwnie - nagle coś was sieknie i wydacie kupę hajsu na unikalne miejscowe wino, choć znawca z ciebie żaden, Stefan, a z Bożeny tym bardziej. Unikat w postaci sfermentowanego soku z magicznych winogron wypijecie więc jak zwykłego winiacza, najlepiej z plastikowego kubka, bo w hotelowym pokoju nie znajdziecie kieliszków.
   
Podczas hotelowej kolacji odkrywasz, że jest serwowana w postaci szwedzkiego stołu? Natychmiast wysyłasz dzieci do pokoju po reklamówki i każesz Bożenie robić kanapki. Oczywiście po kryjomu. Sam nakładasz sobie trzy talerze jedzenia, jakbyś nie jadł co najmniej od tygodnia, a potem męczysz się przy stole, nie mając pojęcia, co właściwie konsumujesz. W końcu stwierdzasz, że "to zielone coś" do końca ci nie smakuje, "to takie podobne do brzoskwini" też nie, a tak w ogóle to wolałbyś schabowego. Resztki (mające objętość pełnowartościowego obiadu) zgarniasz jednak do wspomnianej wcześniej reklamówki i zabierasz do pokoju. W końcu jest zapłacone, prawda?
    Wyjeżdżając, zabierasz z hotelowej łazienki wszystkie kosmetyczne gratisy, które w niej znalazłeś: mydełka z logo hotelu, saszetki z szamponem, jednorazowe czepki kąpielowe (których nigdy nie użyjesz, bo jesteś łysy, ale może przydadzą się w czasie hipotetycznej wojny) i cztery zafoliowane patyczki do uszu, choć w domu masz ich dwa duże opakowania. Nie zwrócisz ich przecież recepcji, jak próbowałby to zrobić twój idol, Kuźniar, poza tym zawsze lepiej mieć dodatkowe patyczki, niż nie mieć.
    Na lotnisku usilnie próbujesz wyperswadować miejscowemu kontrolerowi wypieprzenie wódki z twojego bagażu podręcznego. Oczywiście po polsku. Zirytowany, że nie przynosi to efektów, nazywasz go bucem i biadolisz nad brakiem kultury w kraju, który właśnie opuszczasz. W samolocie wyjmujesz reklamówkę z zabranym z hotelu żarciem, żeby nie przepłacać za pokładowe kanapki. A po wylądowaniu klaszczesz, choć nie do końca wiesz, dlaczego. Może z podziwu, że pilot nie zahaczył o sosnę.


Leczenie i profilaktyka

   Lekkie przypadki kończą się powrotem do formy sprzed zachorowania po znalezieniu się w znajomym otoczeniu (dom, praca, rodzima Biedronka). W ciężkich przypadkach zespół ASC utrzymuje się do końca życia - po krótkich okresach remisji następuje nawrót choroby, a pacjent zyskuje miano Polaczka-Cebulaczka.
    Do tej pory nie wynaleziono jeszcze leku na Autonomiczny Syntetyzator Cebuli. Obywatele z grupy wysokiego ryzyka (m.in. tacy, w których rodzinie występowały przypadki zachorowań na ASC), nieśmiało starają się zapobiegać zarażeniu poprzez eliminację zachowań zwiększających prawdopodobieństwo wystąpienia objawów, w tym poprzez izolację od chorych krewnych.  Wciąż trwają prace nad wynalezieniem skutecznej metody walki z ASC.
  W tym miejscu kończę swój wywód i przypominam o kardynalnej zasadzie ludzi świadomych ryzyka zakażenia - jeśli nie wiesz, jak zachować się poza własną stodołą, to z niej nie wychodź.
    Błogosławię wam, wyznawcy, życząc wesołych i bezpiecznych wakacji z dala od cebuli.
    Amen.

5 komentarzy :

  1. Ja bym dodała jeszcze jeden objaw:
    "Ale oni traktują lepiej Niemców/Anglików/Zieloneufoludki"
    Wszyscy wiemy, że Polak zawsze jest poszkodowany.
    Puśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zielone ufoludki zawsze są lepiej traktowane. Zawsze.

      Usuń
  2. łaał, ktoś wreszcie pochylił się nie tylko nad objawami tej strasznej choroby, ale także zwrócił wzrok na jej przyczyny! Wbrew pozorom, to nie jest choroba wynikająca z samego faktu bycia Polakiem, jak wielu by chciało widzieć.
    Na szczęście trudno mi się wypowiedzieć w tym temacie, ponieważ jako biedny polski licealista nie jeżdżę do Hiszpanii a w polskie góry.Owszem, zdarzają się przerażający turyści i na szlakach, ale im mniej znane góry tym ich mniej, więc takie Góry Sowie gwarantują spokój i kulturę. Oszczędzam sobie wiele nerwów w czasie wakacji, idąc cały dzień pustym i lesistym szlakiem, z daleka od dzieci i ludzkości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, nie jest, ale chyba nie widziałam jeszcze Hiszpana w zestawie skarpety+sandały+reklamówka z owadem. Polski naród wykazuje jednakże wyjątkową wrażliwość i wysoką zapadalność na ASC.
      A Góry Sowie są super, polecam!

      Usuń
  3. Pierwsze skojarzenie : "A macie tu herbatę !?" <3.

    OdpowiedzUsuń

Boska Mafia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka