Wyrób świętopodobny

   
        Jak co roku zastanawiasz się, co kupić znienawidzonej ciotce Tekli? Od tygodnia koczujesz w samochodzie, czekając na wolne miejsce parkingowe pod galerią handlową?
Chce ci się płakać, bo właśnie oszacowałeś straty, które zostaną poniesione podczas zbliżającej się wizyty wrzeszczących bachorków wujenki Stefy? W takim razie, wyznawco, nie czytaj tego. Dzisiejszy wpis upewni cię w przekonaniu, że opiewane wszędzie rodzinne święta to burdel na kółkach, więc - jeśli nie masz osobowości suicydalnej - natychmiast naciśnij czerwony krzyżyk. Jeszcze mi za to podziękujesz.

       Zostajesz? A dzwoniłeś już do ubezpieczyciela? Miejsce w samolocie do Paniejaknajdalejstąddajpantenbilet wykupione? W takim razie zapraszam do świata świątecznych koszmarów.


Co z nami nie tak

      W dzieciństwie było inaczej. Może choinka była bardziej kłująca - bo z lasu, a nie z Ikei, może wisiały na niej papierowe łańcuchy, wytwarzane masowo w szkołach zamiast zestawu bombek w dobranych do siebie kolorach, ale święta miały magię, której nie mają teraz. Chcesz potwierdzenia? Zapytaj ciotki, kuzynostwo i rodziców, czy cieszą się na nadchodzące święta. Jeśli ktoś odpowie, że tak, to zapewne jest jeszcze śpiącym praktykującym, jeśli chodzi o poobiednie drzemki w przedszkolu. Bo święta to nie jest ani radość ze spotkania z rodziną, ani przeżycie religijne. To niekończące się pasmo udręk i awantur, okraszone nieuchronną inwazją nadprogramowych kilogramów i soczystym "pani negocjowanego afektu dobrze, że już koniec".


Adwent, bo kalendarz

       Kilka lat temu w USA zrobiło się głośno z powodu zakazu dotyczącego członków Izby Reprezentantów. Kongresmeni w oficjalnej korespondencji musieli zastępować tradycyjne "Merry Christmas" ogólnikowymi słowami "Happy Holidays", które miały zapewnić neutralność religijną. Amerykanie pytani o zdanie na ten temat w dużej mierze odpowiadali, że jest im obojętne, za pomocą jakiego zwrotu życzy się im wesołych świąt. Ciekawe, co by powiedzieli Polacy.
    Ale chwila, zaraz. Czy skoro jesteś wyznawcą Boskiej Mafii, nie powinieneś czuć się urażony wszechobecnymi szopkami bożonarodzeniowymi? Czy korpulentny facet w czerwonych gaciach nie godzi czasem w twoje uczucia religijne? Twoim jedynym skojarzeniem z trwającym adwentem są wyżerane codziennie czekoladki? Może powinieneś wyjść, podburzyć tłum i przeprowadzić antyświąteczną kampanię? 
       Jako twoja bogini informuję, że święta są całkiem spoko. Spędzam je zawsze rodzinnie (czyli w gronie bogów), z kolacją wigilijną, choinką i prezentami. Staram się nie patrzeć na Boże Narodzenie w kategoriach przeżycia religijnego, ale uważam je za tradycję wartą kultywowania. No i fajnie, że jest wolne, bo przecież bogowie też potrzebują odpoczynku. Zastanawiają mnie slogany typu ateista, ale choinkę stroi czy też skoro nie wierzysz w Boga, nie kupuj dziecku prezentów. Jeśli człowiek jest chrześcijaninem, to ma prawo kupować swoim młodym prezenty z okazji narodzin Boga, ale jeśli nie jest, to mu nie wolno obdarować dzieciaka wymarzoną siekierą zabawką? Co w ogóle ma kupowanie prezentów do religii? Chyba że im droższy prezent, tym więcej punktów VHP (Very Holy Person) przy wjeździe do nieba. Wtedy by się zgadzało, bo żaden katolik nie chciałby być wyprzedzony przez jakiegoś ateusza, prawda?
       Z drugiej strony nie bądźmy hipokrytami - nasze wolne, nazywane też feriami świątecznymi, nie wzięło się z mitycznej pustki w paczkach Lay's. Trzecia dekada grudnia zawiera w sobie tyle dni wolnych właśnie ze względu na Boże Narodzenie, świętowane - w taki czy inny sposób - w większości polskich domów. I nie tylko polskich. To chyba ulubione święto większości ludzi, którzy mieli styczność z kulturą chrześcijańską - są prezenty, miła atmosfera i dużo światła. Ateisto/wyznawco Boskiej Mafii/pastafarianinie, nie zapominaj o religijnym podłożu twoich Dni Piżamy. Masz wolne, bo bogowie tak chcieli. Nieważne, którzy. Wychwalaj ich.
       I idź na pasterkę, to najweselsza msza w roku. Szczególnie, gdy wstawieni weseli goście zagłuszają odprawiającego ją kapłana.


I ty możesz zostać galerianką

       Jeśli jest coś, czego każdy pracujący za średnią krajową obywatel nie cierpi, są to przedświąteczne zakupy. Powiem wam, że z mojego boskiego tronu bardzo przyjemnie obserwuje się tłumy ludzi biegających w te i wewte w pogoni za żarciem/prezentami/zgubionym w tłumie potomkiem. Najciekawiej jest w galeriach handlowych. Mężczyźni, którzy w normalnych warunkach nie przekroczyliby progu tego przybytku rozpusty, rozglądają się zagubieni i usiłują nawzajem rozjechać się wózkami z zakupami/przepchnąć się przez tłum przy użyciu wypchanych prezentami reklamówek. Dzieci giną w tym ludzkim mrowisku. Kobiety, zdeterminowane jak za PRLu, przedzierają się przez plątaninę odnóży, aby dotrzeć do wybranego sklepu, zanim rywalki wykupią towar. Ludzie rzucają się na każdą rzecz jak zombie na nierozważną małolatę - nieważne, za co złapią, po prostu oddzierają swój łup i biegną z nim jak najdalej. Na parkingu przed galerią dochodzi do rękoczynów. I nagle, kiedy torby są już po brzegi wypchane prezentami dla chrześniaków i teściowych, okazuje się, że portfel wyzionął ducha. A to przecież nie koniec zakupów, bo ciotce Tekli trzeba jednak kupić nowy toster z funkcją odbioru Radia Maryja, a dzieciak kuzynki chciał trzy obudowy do ajfona. Hajsu brak, kredytu brać nie chcesz. Pozostaje poszukać sponsora, który sfinansuje ciotce Tekli toster. Jak sama widzisz, wyznawczyni, galerianki generują się pod presją podchoinkowego bogactwa. 

"Panie, właśnie rzucili kapustę kiszoną!"


Kto morduje karpia

       Niektórzy powiadają, że silna i niezależna kobieta kończy się tam, gdzie trzeba zabić karpia na wigilię. Ciekawi, co do powiedzenia na ten temat ma wasza siejąca chaos bogini?  Nie jem ryb. Nie lubię.
      Ryba jak ryba; to przykre, że trzeba ją uśmiercić. Ale wiecie co? Wy, którzy raz w roku płaczecie, że ten karp taki biedny, i że ręki na niego nie możecie podnieść, powinniście od tej pory zabić własnoręcznie każdego pochłoniętego przez was łososia w plastrach, każdą wędzoną szprotkę i śledzie z cebulką, które wpierniczacie bez opamiętania. Dobrze jest litować się nad tymczasowym mieszkańcem wanny, kiedy ktoś inny morduje dla was kurczaki i tuńczyki, prawda? Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Proszę was jednak - bądźcie konsekwentni. Jesteście ludźmi, a ludzie potrzebują zwierzęcego pokarmu dla prawidłowego rozwoju (wiecie, białka pełnowartościowe i te sprawy). Zabijanie jest - niestety - związane z dietą człowieka. Skoro jesz ryby, to zjesz tego martwego karpia; przestań już nad nim płakać, bo to wygląda co najmniej groteskowo. Siedzisz przy obiedzie, wcinasz filecik i na przemian głaszczesz się z uznaniem po brzuchu i wylewasz łzy czyste, rzęsiste. No błagam.
       Czym innym jest przetrzymywanie świątecznych ryb w nieodpowiednich warunkach - zgadzam się, z tym powinno się walczyć, bo niby dlaczego ryba nie miałaby mieć zapewnionego komfortu pływania? Póki zwierzę żyje, powinno mieć godne warunki bytowe. Dlatego zamiast płakać nad martwym karpiem, weźcie się za zapewnienie tym jeszcze żyjącym dobrych zbiorników wodnych.
       Jeszcze jedno. Ryby nie jedzą chleba, więc nie wrzucajcie go do wanny, bo zapcha wam odpływ.


Co w rodzinie, to nie zginie

       Jak co roku toczycie w rodzinie zażarte spory, do kogo tym razem zwalić się na święta? Padło na twój dom? W takim razie jak najszybciej pochowaj cenne przedmioty i gnaj do sklepu z garmażerką. W końcu obojętnie, czy kupisz żarcie, czy zrobisz je sam - teściowa i tak będzie narzekać, że paskudne. Możesz też zawczasu kupić farbę do ścian, bo dzieciak twojej siostry pewnie znowu walnie ci świecówkami fresk nad kanapą w salonie.
       Mongolscy naukowcy udowodnili, że święta stają się zarzewiem rodzinnych konfliktów. Najpierw pojawia się problem z wyborem miejsca tegorocznego zjazdu; ty nie chcesz jechać do jego rodziców, a on nie trawi twojej mamusi. W takim układzie teściowie z obu stron przyjeżdżają do was, bo macie duży dom, w którym cała rodzina może się zmieścić. Myślicie, gdzie kogo przy stole posadzić, żeby się nawzajem nie pozabijano. Gospodyni urabia się po pachy, żeby mieć co na ten stół postawić, a pan domu w pośpiechu stroi choinkę i rozwiesza lampki pod dachem. W końcu wszyscy siadają do wspólnej wieczerzy... i wtedy zaczyna się piekło.
       Jedzenie złe i za mało potraw, w dodatku małe stężenie kapusty w kapuście, przez co krokiety smakują jak kapeć. Rozmowa jest jak leżące na stole pierogi - nie klei się. Wszyscy czują, że atmosfera jest sztywna jak trzydniowy nieboszczyk, ale każdy próbuje udawać, że dobrze się bawi. W końcu z ulgą (i niemałym trudem) wstajecie od stołu i turlacie się w stronę kanapy, żeby po raz setny obejrzeć Kevina. Z przyklejonym uśmiechem odpakowujecie prezenty ("ojej, jakie piękne skarpety!", "och, co za cudowne wdzianko dla piłeczki golfowej! O takim właśnie marzyłem!"), jednocześnie mordując w myślach swojego Mikołaja. Niezbyt szczęśliwi kładziecie się spać, bo rano czeka was powtórka z rozrywki (z tą różnicą, że zamiast kolacji musi być świąteczny obiad). Po dwóch dniach goście ewoluują w ryby - zaczynają śmierdzieć. Wciąż jesteście mili, ale odliczacie już sekundy do wyjazdu rodzinki. Wreszcie upragniony moment nadchodzi - machacie na pożegnanie, po czym zaryglowujecie drzwi, wrzucacie gary do zmywarki, przebieracie się w wyciągnięte dresy i obgadujecie zjadliwie komentujecie zachowanie krewnych. Zapewniam was, że oni robią to samo.


Nietrafione prezenty

       Ostatni świąteczny problem - co zrobić z tym wdziankiem na piłeczkę golfową. W kącie obok kominka urosła wam nowa góra niepotrzebnych rzeczy, podarowanych wam "od serca". To nic, że wazon do niczego nie pasuje, ósmy świecznik nie mieści się na komodzie, a ekspres do kawy jest zupełnie nie taki, jak chcieliście. To nic, że prosiliście, aby niczego wam nie kupować. A prezentów się nie oddaje.
       Ale można sprzedać na Allegro. O sprzedaży nie było mowy, prawda?


***

     Dziś - wyjątkowo - podsumowania nie piszę, bo byłoby gwoździem do waszej świątecznej trumny, wieńce adwentowe zmieniłyby się w pogrzebowe, a wigilijny karp stałby się waszym ostatnim posiłkiem. Zamiast tego radzę uzbroić się w cierpliwość oraz dawkę dystansu do świata. I do świąt. Nie dajcie się zwariować. W końcu magia Bożego Narodzenia musi gdzieś się kryć - trzeba jej tylko poszukać.

       Z boskiego tronu w Centrum Zarządzania Wszechświatem pozdrawiam i życzę nieudławienia się karpiem. Amen.


3 komentarze :

  1. Ah, masz rację, prawdziwie świąteczną atmosferę poczułam dopiero stojąc w kolejce do kasy w Empiku, długiej mniej więcej na cały sklep i pół korytarza. Gdyby nie ściskany w łapie papier do akwareli i akwarele, przedmioty, jak wiadomo, niezbędne do życia, zwiewałabym gdzie pieprz rośnie z tego przedziwnego kłębowiska. Choć Pan Los litościwie oszczędził mi bachorów w owej kolejce i zarzucił kilku panów w moim wieku, sprawiających odpowiednie wrażenie estetyczne, więc tak strasznie nie narzekam. Więcej się w centrum handlowym nie pokazałam, w końcu jeszcze wiele przyjemności z listy do odhaczenia, choćby słynny ,,obiad rodzinny". Polecaam w tym temacie piosenkę ,,Obiad rodzinny" w wykonaniu Jacka Wójcickiego, cudna charakterystyka ów szlachetnego spędu i przecudowne zakończenie, o jakim wielu, wielu z nas marzy ...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja również poczułam te święta od strony handlowej koczując przez godzinę w kolejce..
    http://mysteriousxworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wpis-obserwuję i pozdrawiam

    http://krainakobiety.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Boska Mafia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka