Kto łapie znicza


- Pani wie, pani Jadziu, ja ostatnio rozmawiałam z tą Kryśką z osiedlowego. No i nie uwierzy pani!
- Co się stało, pani kochana? Pewno w ciąży jest!
- Nie, gdzie tam! O wypominki chodzi. Spytałam jej, czemu za swoją świętej pamięci matkę mszy nie zamówiła, to będzie okrągłe pięć lat, jak nie żyje. Wie pani, co powiedziała?
Że wypominki starczą, a mszę to ona w innym terminie, bo teraz to się wszyscy pchają i ksiądz drożej weźmie, żeby tylko upchnąć. Tak powiedziała!
- Ale jak to tak, na Wszystkich Świętych mszy nie zamówić? Wyrodna córka na matce nieboszczce oszczędza, Boże drogi! Chociaż powiem pani, pani Bogusiu, że moja sąsiadka z drugiego piętra nie lepsza. Wypisała na tej wypominkowej kartce pół rodziny, a księdzu w kopertę dała dwadzieścia złotych. Dwadzieścia złotych! Ja bym się wstydziła.
   Przerywam pasjonującą lekturę rozkładu jazdy i przenoszę wzrok na dwa babony w wieku oscylującym wokół hot siedemdziesiątki. W pikowanych kurtkach i okularach o szkłach grubości ukrojonego od serca steku wyglądają jak dwa puchacze, konkretnie puchacze ukryte między odpoczywającymi na ławce torbami. Puchacz numer jeden, chyba ten wabiący się Bogusława, grzebie w jednej z reklamówek.
- Za to ładne znicze dostałam, pani zobaczy, pani Jadziu...
- A za ile? Bo taki podobny to ja widziałam na rynku i chciałam kupić, ale drogi strasznie był. 
- No, też też był drogi. - Puchacz numer jeden nachyla się do puchacza numer dwa i wyjaśnia konspiracyjnie: - Ja bym go nie kupiła, ale mojemu świętej pamięci Marianowi ostatnio szwagierka postawiła takiego znicza, że mój to przy nim ginął. No to teraz kupiłam taki, żeby widziała, że mężowi pieniędzy nie żałuję, o!
  Po raz pierwszy cieszę się, że nie mam autobusu i muszę zainwaniać swoimi autonogami. Jeszcze ze trzy minuty i moja wiara w ludzkość zaczęłaby topnieć jak lodowce na Antarktydzie; póki co - tylko się nadwyrężyła.


Prosta matematyka


  Pomimo że wasze papiery i amerykańscy naukowcy twierdzą co innego, z moich boskich obserwacji wynika, że w każdym Polaku siedzi statystyczna Grażyna (i/lub statystyczny Stefan, nie wchodzimy dzisiaj w gender), która (który) na przełomie października i listopada dziwnym trafem zmienia się w przytoczony wyżej przykład puchacza. Jako, że tendencja do obrastania w pikowane piórka jest  jak najbardziej mierzalna, wyprowadziłam wam, wyznawcy, prosty wzór, cobyście mogli sprawdzić, w jakim stopniu spuchaciliście się tegorocznego pierwszego listopada:


Przez G oznaczamy procent Grażyny w naszej wewnętrznej Grażynie i analogicznie przez S - procent Stefana w Stefanie, przez x - sumaryczną ilość zakupionych w tym roku zniczy, wkładów i chryzantem, przez y - ilość szwagierek tudzież innych krewnych do zawstydzenia, a przez Vśrc - średnią prędkość poruszania się po cmentarzu w godzinach szczytu. Wynik, wyrażony w procentach, oznaczamy literą...


H jak hipokryzja


   Czy we Wszystkich Świętych klęczysz pół dnia, śpiewając odpowiednią litanię? Czy objechałeś całą Polskę, żeby nie pominąć żadnego cmentarza, na którym leżą twoi krewni? Czy w wigilię 1. listopada w imię chrześcijańskiej tradycji pogoniłeś sprzed drzwi straszne potwory, przed którymi już was kiedyś ostrzegałam? No i mam nadzieję, że nawet się nie uśmiechnąłeś, bo przecież Święto Zmarłych to czas zadumy!
    A kupiłeś już trumnę? Dla siebie, żeby sobie w spokoju podumać. Trumna ma tę przewagę nad toaletą, że gdy jest zajęta, nikt nie dobija się do drzwi. Najwyżej nadgorliwi krewni cię zakopią, ale przecież po tym (nie)długim weekendzie i tak masz ich dość. "Post tres saepe dies piscis vilescit et hospes".
    I może gdybyś faktycznie, Stefanie, dumał nad sensem życia, życia po życiu i życia po spłacie kredytu, całe to pierdolenie, że tak archaizmem rzucę, o refleksyjności i powadze najbardziej chyba polskiego święta kościelnego, miałoby jakieś uzasadnienie. Ale po co, jeśli z pieśnią na ustach można komentować groby nielubianych sąsiadów/ krewnych i znajomych Królika ("o, patrz, Baśka, jaki brzydki pomnik! Najtańszego kamieniarza chyba wzięli")? Po co, jeśli można pochwalić się przed spotykanym - właśnie raz w roku, na cmentarzu - znajomym, że ty i twoja małżonka Grażyna porzucacie własne sprawy, żeby zająć się mogiłą ciotki Wandy? Wszak trzeba pamiętać o zmarłych!
   Szkoda tylko, że gdy ciotka Wanda jeszcze nie biegała po krainie wiecznych łowów, przez ostatnich piętnaście lat była w waszym domu znana jako harpia, straszliwie skąpa i zjadliwa matka trzech diabelskich pomiotów i ktoś, kogo się nie zaprasza na żadne rodzinne imprezy, chyba że chce się na nich wywołać armagedon. Ale przecież tego nie powiecie głośno, bo o zmarłych mówi się dobrze lub wcale. Pozostaje się więc dobrym krewnym troszczyć o mogiłkę ciotuni dobrodziejki...
  A może nie wiecie, jak dobrze okazywać swoim zmarłym krewnym szacunek? Grażyno, ucz się od zwolenniczek cmentarnianej rewii mody i tak jak one - najczęściej młode laski, odpicowane jak szczury na otwarcie kanału - drepczą po wysypanych żwirem alejkach, balansując niczym linoskoczek, tak drepcz i ty. Konkretnie jak linoskoczek bez liny, za to na niebotycznie wysokich obcasach grubości nitki spaghetti przed ugotowaniem. W końcu niech sobie dziadek popatrzy zza chmur, jaka mu piękna wnusia wyrosła! A że przez miniówkę i białe kozaczki wnusia zajęta uważaniem, żeby nie dostać wilka podczas oglądania się za potencjalnymi dawcami alimentów na przyszłego potomka, to nic nie szkodzi. W końcu dziadek i tak nie żyje, po co mu świeczka za szkiełkiem, skoro równie dobrze można po cmentarzu dupą świecić?


Zróbmy sobie kwietnik


  Niezależnie od ilości zniczy, które kupiłeś, wciąż zdaje ci się ich za mało. Nie mieszczą się na grobie? Dobrze, dorzuć jeszcze trzy, może nikt nie zauważy, że stoją niesymetrycznie. Tylko uważaj, Stefan, żeby nie wypaść gorzej niż szwagierka Miecia, która wraz z mężem i dwoma synami od tygodnia montuje na grobie jakiegoś pociotka całą instalację oświetleniową z funkcją migania w rytm Dobry Jezu Anaszpanie. Tak, dołóż jeszcze ten wypasiony witrażowy znicz z reprodukcją fresku z Kaplicy Sykstyńskiej, żeby Mieci oko zbielało.
 Jeśli zaś nie chcesz przesadzić z ilością światła, to przynajmniej nie żałuj zmarłemu chryzantem.  Nie widać grobu? Oj, kto by się tym przejmował! Wszyscy wiedzą, że im więcej postawisz zielska, tym bardziej kochałeś prababcię. Wydasz na to majątek? A kogo to obchodzi? Czyżbyś nie był potomkiem Sarmatów? Zastaw się, a postaw się, a na ofiarę wyłóż pół pensji/emerytury/renty, w końcu im więcej Zygmuntów Starych ksiądz znajdzie w kopercie, tym więcej punktów VIP dostanie twój zmarły na wejściówce do nieba. Przecież przeczytanie imienia przez faceta w czarnej kiecce, imienia wystrzelonego niczym z kałacha w strumieniu świadomości nieaktualnych danych osobowych innych martwych obywateli na pewno zapewni nieboszczykowi żywot wieczny, amen.




Może nie warto


 Fakt, narodowe smęty to nasza tradycja i Dia de Muertos u nas nie przejdzie, więc smęcić będziemy nadal. Nie, przepraszam, dumać i snuć refleksje. I w fałszywej żałobie pogłębionej, bo do tego się chyba cała akcja sprowadza, dorabiać piękne historie do naszego deficytu pomyślunku. Deficytu wynikającego chyba z braku jakiegoś głębszego zastanowienia się nad prawdziwym sensem tego święta. W przyszłym roku pierwszego listopada postójcie z boku i poobserwujcie ludzi: Stefanów przemykających z kradzioną wiązanką i Grażyny ubrane jak na paradę równości. Prędzej czy później zadacie sobie pytanie, czyje właściwie jest to święto, bo póki co wszystko wskazuje na to, że - niezależnie od ilości hajsu straconego na fikuśne znicze - pierwsze dwa dni listopada to święta żywych... kosztem zmarłych. 
 Was natomiast, drodzy zawsze-żywi-w-naszych-wspomnieniach Zmarli, jako bogini tych bystrych jak woda w szambie nieszczęśników, Stefanów i Grażyn, serdecznie przepraszam. W gruncie rzeczy chyba chcieli dobrze, choć wciąż nie rozumiem szpanu zniczem przed kuzynami.


 I na koniec protip dla was: jeśli chcecie święta obchodzić do bólu właściwie, to musicie zdać sobie sprawę, że Święto Zmarłych tak naprawdę wypada 2. listopada. Pierwszego wspomina się wszystkich świętych Kościoła Katolickiego, nie waszą babcię. To dlatego jest wolne od pracy i szkoły, nie dlatego, żeby wszyscy pobiegli na kwatery ze zniczami. Co więcej, powinniście 1. listopada swe kroki skierować do kościoła, a nie na cmentarze - Wszystkich Świętych jest świętem nakazanym. Chcecie zapunktować na religii? Odróżnijcie dwa pierwsze dni bieżącego miesiąca, bo to dwa osobne święta. Amen!

 Pozdrawiam was, wyznawcy, z każdego cmentarza i bardzo
proszę o umiar. Nie samym zniczem żyje człowiek.

7 komentarzy :

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co cmentarz, to obyczaj. Widziałam rewię mody nawet wśród znanych mi nieco bliżej wyznawców, dlatego - choć na skalę globaln... ogólnokrajową zjawisko to zaczyna zanikać, wciąż można zaobserwować w cmentarnej ziemi otworki po szpilkach lateksowych madonn (zresztą nie tylko lateksowych, tych eleganckich i wyperfumowanych też).

    Populacja puchaczy zmniejsza się drastycznie zapewne na skutek wysokiej śmiertelności i faktu, że młode, potencjalne puchacze zbyt szybko opuściły/opuszczają gniazda, by zdążyć przesiąknąć istotą puchaczowości. Puchaczosęp, a dokładniej jego rzadki podgatunek, puchaczosęp targowy, który nie dość, że sępi, to jeszcze usiłuje utargować jak najniższą cenę i kupić znicz tak, żeby to sprzedawca zapłacił, faktycznie coraz częściej pojawia się na naszych terenach. Ciekawam, jak wyewoluuje.

    Najfajniejsze na grobach i tak są choinki z bombkami, ale na to musimy jeszcze z miesiąc poczekać, choć świecidełka już można zacząć gromadzić. Stoją na sklepowych półkach obok niedobitków zniczy.

    A, jeszcze jedno. Tak, wszyscy umierają - Napoleon, bezimienne dziecko, Sokrates, Zenek spod monopolowego, Ramzes II, pies Mruczek i kot Burek, i nawet mole w szafce kuchennej. Są równi pod tym względem, że się tej śmierci nie wywiną, owszem, ale wciąż się różnią, jeśli sposób spojrzenia śmierci w oczy. Jednych zaprowadzi ona do ich ziszczonego wiarą Raju, innych wbuduje w kwiatuszka i pancerz żuka, a na jeszcze innych ześle sen po latach cierpień. Wszyscy muszą zmierzyć się ze śmiercią, ale nie wszyscy muszą jej ulec - i dla tych śmierć jest zapewne dopiero początkiem. I nie chodzi mi tu wyłącznie o płaszczyznę niefizyczną.
    Temat rzeka, jeden zresztą z moich ulubionych, ale komentarz pod postem to chyba nie najwłaściwsze miejsce do popełniania traktatów filozoficznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jeśli chodzi o sposób spojrzenia"*.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  4. Chaosie, jesteś zakochana?

    OdpowiedzUsuń

Boska Mafia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka